środa, 1 czerwca 2011

D E T O K S



Przez wiele lat w Krakowie  słabym punktem w sieci placówek  dla osób uzależnionych od środków psychoaktywnych był brak detoksu. Udawało się czasem umieścić Pacjenta na obrzeżach Krakowa w kobierzyńskim psychiatryku - Szpitalu im. Babińskiego, nazywanym „Houston”. Pacjenci nie byli fanami tego miejsca. Leczenie odbywało się na różnych oddziałach, zgodnie z rejonizacją, a większość lekarzy nie miała pojęcia o profesjonalnej detoksykacji.
Kiedyś by ratować Pacjenta przed więzieniem, znalazłem ordynatora oddziału w domu i uprosiłem by potwierdził na Izbie Przyjęć że chce leczyć tego Pacjenta. Był zdziwiony, że dostałem jego domowy telefon. Powiedział, że skoro jestem taki uparty to on przyjmie tego Pacjenta na oddział, ale korzystając z okazji dodał: „powinniście poprosić Prezydenta Wałęsę aby wynajął od Rosji kawałek Syberii i tam odsyłać tych narkomanów na  5 lat, jak przeżyją, to mogą wracać do Polski”. Prawdopodobnie ten doktor reprezentował poglądy większości w tamtych czasach.
Prawdziwą biedą na początku lat 90-tych ubiegłego wieku, był brak lekarzy, którzy chcieli by pracować z osobami uzależnionymi, które brzydko chorują, bywają nieobliczalne a ich rodziny zubożały.
Mając w Pleszowie dość miejsca na dwa projekty postanowiliśmy obok Domu Monaru otworzyć Ośrodek Detoksykacji. Bardzo nam pomogła P. Urszula Łachowa – wówczas Pełnomocnik Wojewody ds. Uzależnień wspierając w negocjacjach z Władzami Wojewódzkimi w sprawach pieniędzy na remont budynku oraz  na zatrudnienie specjalistów.
W dniu 31 października 1995 r. Wojewoda Jerzy Miler i Marek Kotański uroczyście dokonali otwarcia placówki.
Początkowo lokalizacja Detoksu w sąsiedztwie  Domu Monaru  budziła nieco niepokoju. Co to będzie jak Pacjenci Domu Monaru będą się stykać z „naćpanymi narkomanami” z Detoksu ? Czy to nie będzie ich „nakręcać” na ćpanie ? Okazało się, że to problemy raczej z wyobraźni, a nie z rzeczywistości.
Pacjenci Domu Monaru przygotowywali posiłki dla Pacjentów Detoksu. Byli żywym przykładem na to, że leczenie w Monarze nie jest takie, jak z opowieści na „bajzlu”. Dawni koledzy z ćpania motywowali do ukończenia detoksu i podjęcia dalszego leczenia. Dobrze wyglądający, pełni energii, pogodni i zadowoleni z trzeźwienia potwierdzali łacińską maksymę, że „verba docent, exempla trahunt” (słowa uczą, przykłady pociągają, zachęcają do naśladowania).
Dla Pacjentów Domu Monaru obraz detoksowych zmagań z narkomanią był przestrogą, że przedwczesne przerwanie leczenia prowadzi do nawrotu choroby.
Trudno zliczyć wzajemne pożytki wynikające ze współpracy sąsiedzkich placówek. Bezzwłoczna opieka pielęgniarska w razie potrzeby dla Pacjentów Domu Monaru, stały dopływ Pacjentów do placówki. Nawet w najtrudniejszych latach Dom Monaru miał komplet Pacjentów.
Ale to już przeszłość. Narzucony przez Zarząd Główny Stowarzyszenia Monar kierownik najpierw zażądał bardzo wysokiej zapłaty za usługi gastronomiczne świadczone przez placówkę  powołaną do leczenia osób uzależnionych. Potem obniżył ten koszt do jednej trzeciej pierwotnego roszczenia.
Kierownik Detoksu po 16 latach pożytecznej i obopólnej współpracy z Domem Monaru,  w dniu 31maja 2011 r. musiał podpisać umowę  z firmą cateringową z miasta, bowiem nie miał gotowości na działanie niezgodne z prawem.
Destrukcja wszystkiego co można zniszczyć trwa, a tracą na tym Pacjenci. Ale oni dla Zarządu Głównego i kierownika Domu Monaru  są znacznie mniej ważni od żądzy niszczenia Monaru w Krakowie.

Marek Zygadło